Nie przepadam za poradnikami, które próbują mi wmówić, że lepiej ode mnie wiedzą, co mam robić z własnym życiem. Księgarskie półki i strony internetowe uginają się od złotych rad, często stojących ze sobą w sprzeczności. Skąd zatem szary człowiek ma wiedzieć, która z metod jest rozwiązaniem jego problemów? Ciągłe próby i porażki potęgują niską samoocenę i prowadzą do frustracji.
Kiedyś próbowałam szczęścia z pozytywnym myśleniem, raz czy dwa razy zadziałało, choć mógł to być równie dobrze przypadek. Po książkę G.J. Bishopa sięgnęłam bez złudnych nadziei. Autor z zawodu jest coachem, jak sam wielokrotnie wspomina, miał okazję pracować z przeróżnymi osobami, od prawników po buddyjskich mnichów. Nie można mu więc zarzucić braku doświadczenia. Ale czy każdy jego klient nie wymagał indywidualnego podejścia? Jak zatem próbuje pomóc nieznanemu sobie czytelnikowi w książce tak cienkiej, że można ją przeczytać w jeden dzień?
Muszę przyznać, że autor dokonał rzeczy niebywałej. Od pierwszych stron miałam wrażenie, że siedzi obok mnie i słowo po słowie analizuje moje zachowania. I tak aż do samego końca. Czy lektura tej książki faktycznie ma szansę zmienić coś w moim życiu? Nie wiem, ale spróbuję.
Komu polecam lekturę? Każdemu, kto użala się nad swoim życiem i komu brakuje pomysłu, co zrobić, by po prostu było lepiej. A nuż tym razem w końcu się uda.