Pierwszą książką, przeczytaną przeze mnie w 2018 roku był „Wielki ogarniacz życia” pani Bukowej. Wybór nie był przypadkowy – chciałam nowy rok rozpocząć z uśmiechem na ustach. I udało się. Ta książka okazała się strzałem w dziesiątkę. Pani Bukowa na chwilę oderwała mnie od rzeczywistości i sprawiła, że z większym dystansem zaczęłam przyglądać się własnemu życiu. Pozostawiła jednak spory niedosyt – książka była zbyt krótka!
Kim jest Pani Bukowa? To fanka memów z kotami, której czas przelatuje między palcami (a wystarczyłoby, żeby przestała wiecznie przesiadywać w Internecie!), czerpiąca energię z jedzenia pizzy, picia wina i spania. Ma wyjątkowe szczęście do bycia w centrum krępujących (i – patrząc z boku – bardzo zabawnych) sytuacji. Nie da się jej nie polubić.
Niedawno na księgarskich półkach pojawił się drugi tom jej przygód. Nie mogłam przejść obok niego obojętnie. Po raz kolejny książkę pochłonęłam prawie na raz, nie tylko dlatego, że jest krótka i obfita w zabawne grafiki, ale przede wszystkim ponieważ nie można się od niej oderwać. Perypetie Pani Bukowej rozśmieszają do łez, sprawiają, że czytelnik zupełnie odrywa się od własnych problemów.
Tym razem narratorów mamy dwóch – Panią Bukową oraz jej chłopaka – Adriana. Ich historię poznajmy z dwóch różnych punktów widzenia, co jest ogromnym plusem. W tej książce nie ma miejsca na nudę. I chociaż drugi tom jest równie krótki jak pierwszy, pozostaje mieć nadzieję, że pojawi się kolejna część – zakończenie aż się o to prosi.
Jeśli szukacie książki przy której się rozerwiecie, nie zastanawiajcie się zbyt długo.